W styczniu i lutym polskie kluby zasiliło kilkudziesięciu nowych zawodników. Choć słowo „zasiliło” w pewnych przypadkach jest słowem pisanym na wyrost. Nie każdy transfer okazał się bowiem wzmocnieniem. Oto największe niewypały transferowe w Ekstraklasie z zimowego okna transferowego.
Vahan Bichakhchyan (Legia Warszawa)

Gdy stołeczny klub wyciągał Armeńczyka z pogrążonej w problemach Pogoni za 250 tys. euro, w mediach mówiło się o pozyskaniu jakościowego piłkarza w promocyjnej cenie. Problem w tym, że Legia – podobnie jak wcześniej w przypadku Patryka Kuna – ponownie podkupiła ligowemu rywalowi zawodnika, który profilem zupełnie nie pasuje do stylu gry zespołu.
25-latek nie dał Legii praktycznie nic… no, może poza jedną asystą. Wystąpił w 10 spotkaniach i uzbierał łącznie 452 minuty. Jego udział w ofensywie drużyny był jednak znikomy – w wielu meczach pozostawał po prostu anonimowy. Vahan w żadnym stopniu nie przypominał dynamicznego i groźnego skrzydłowego z czasów gry w Pogoni Szczecin. Oglądając go w barwach Legii, można dojść do wniosku, że Gonçalo Feio nie jest nawet pewny, jaka jest optymalna pozycja i rola zawodnika.
Polydefkis Volanakis (Widzew Łódź)
22-letni środkowy obrońca zimą przeniósł się z Zemplínu Michalovce do Widzewa Łódź za nieujawnioną kwotę. Jego rynkowa wartość wynosiła wtedy około 200 tys. euro, co sugerowało, że transfer ma charakter zwiększenia rywalizacji na środku obrony, ale bez wielkich oczekiwań na natychmiastowy przełom.
Prawdopodobnie nikt w Łodzi jednak nie zakładał, że adaptacja piłkarza będzie przebiegać z takim trudem. Najpierw fatalny debiut w Poznaniu (porażka 1:4), w którym Volanakis był jednym z głównych winowajców większości traconych bramek. Później słaby mecz przeciwko Pogoni Szczecin (0:4), gdzie miał ogromne problemy z asekuracją. W ośmiu ligowych meczach Widzew wygrał tylko raz przy jego udziale. Póki co Grek nie spełnił pokładanych w nim nadziei.
Damian Michalski (Zagłębie Lubin)

Polak zaliczył bolesny regres. Jeszcze niedawno w barwach niemieckiego Greuther Fürth prezentował się na tyle pewnie, że mówiło się nawet o jego debiucie w reprezentacji Polski. Tymczasem początek obecnego sezonu w 2. Bundeslidze był już słabszy i daleki od poziomu, do jakiego przyzwyczaił kibiców.
Zagłębie Lubin sprowadziło go za 200 tys. euro z nadzieją, że odbuduje formę i wzmocni defensywę. Nic z tego – Michalski zawodził w ważnych meczach z Piastem Gliwice, GKS Katowice czy Rakowem Częstochowa, co finalnie kosztowało go utratę miejsca w wyjściowym składzie. Po ponad miesięcznej przerwie wrócił na boisko w derbach Dolnego Śląska, ale znów rozczarował. Jego dyspozycja pozostaje problemem do rozpracowania przez Leszka Ojrzyńskiego.
Konrad Gruszkowski (GKS Katowice)
Jako utalentowany, młody prawy obrońca zapowiadał się naprawdę obiecująco i wielu prognozowało mu niezłą karierę. Po opuszczeniu Wisły Kraków trafił do słowackiej Niké Ligi, gdzie w barwach DAC Dunajská Streda spędził półtora sezonu. Choć rozegrał tam kilkadziesiąt spotkań, nigdy nie wyróżnił się na tyle, by zostać tam choćby uznanym ligowcem.
Wydawać by się mogło, że przeprowadzka do GKS Katowice będzie dla niego rozsądnym wyborem i szansą na odbudowę formy. Tymczasem aklimatyzacja w Katowicach przychodzi mu bardzo trudno. Rafał Górak konsekwentnie stawia na 24-latka, ale póki co Gruszkowski nie zaliczył ani jednego udanego występu, który zasługiwałby na pochwałę. Konrad notuje jedne z najsłabszych wyników na swojej pozycji w całej lidze – wygrywa mniej niż 32% pojedynków jeden na jeden, fauluje przeciwnika średnio co 20 minut gry, a co piąte jego podanie jest niecelne. Ogromne pole do poprawy.
Ilya Shkurin (Legia Warszawa)

Delikatnie rzecz ujmując – obecny sezon nie jest popisem Legii, jeśli chodzi o politykę transferową. Choć trudno w to uwierzyć, transfer Ilyi Shkurina to czwarty najdroższy zakup w historii Ekstraklasy! Stołeczny klub zapłacił za niego Stali Mielec aż 1,5 mln euro!
Efekt? 9 występów w lidze, 1 gol i 2 asysty. Do tego 3 mecze w Pucharze Polski i 2 bramki. Dla porównania – walczący o utrzymanie Śląsk sprowadził Al-Hamlawiego za sześciokrotnie mniejsze pieniądze, a ten przewyższa Białorusina dorobkiem. Przed przeprowadzką do Warszawy Shkurin miał na koncie 5 bramek i asystę dla Stali. Czym więc kierowano się w stolicy, decydując się na tak kosztowną inwestycję? Oczywiście, w Ekstraklasie widzieliśmy już gorszych napastników. Mając jednak w ręku takie środki – nawet będąc w pilnej potrzebie – można było chyba trafić lepiej.
Henrik Udahl (Śląsk Wrocław)
Sprowadzenie tego snajpera do drużyny aktualnego wicemistrza Polski okazało się potężnym błędem. Na szczęście z końcem sezonu jego wypożyczenie dobiegnie końca i Norweg wróci do HamKam. W Ekstraklasie widywaliśmy już wielu słabych napastników, ale Udahla wręcz zwyczajnie ciężko się ogląda.
Norweg sprawia wrażenie zupełnie zagubionego, nie nadąża za tempem gry w naszej lidze… a przecież Ekstraklasa nie należy do najszybszych rozgrywek w Europie. W 8 występach oddał zaledwie 2 strzały – tylko jeden celny. Do tego brak udanych dryblingów, brak jakichkolwiek liczb, a skuteczność podań wynosi ledwie 56%. Nawet biorąc pod uwagę tylko 176 minut spędzonych na boisku, wygląda to naprawdę bardzo, bardzo słabo. Jeśli ktoś miał pomóc Al-Hamlawiemu uratować Śląsk przed spadkiem, to na pewno wybór 28-latka nie był tym właściwym.
Pyry Hannola (Stal Mielec)

23‑letni defensywny pomocnik został wypożyczony z fińskiego SJK Seinäjoki po wyjątkowo udanym sezonie 2024, w którym w 40 meczach zdobył 7 goli i dołożył 7 asyst. W Finlandii imponował precyzją podań, niezłą techniką oraz silnym uderzeniem z dystansu, dlatego oczekiwano, że wniesie do Stali nową jakość.
Tymczasem Hannola w 11 występach w Ekstraklasie nie zanotował ani jednego trafienia, ani asysty, a w zadaniach defensywnych często zawodził. Stal Mielec rozgrywa fatalną rundę wiosenną i w tej chwili jest głównym kandydatem do spadku z ligi. Fin miewał mecze przeciętne, a czasami wręcz bardzo słabe, co z pewnością przyczyniło się do obecnej, trudnej sytuacji klubu.
Sondre Liseth (Górnik Zabrze)
Norweg trafił do śląskiego klubu na zasadzie wolnego transferu. Przenosiny do Polski były jego pierwszym zagranicznym ruchem w karierze – wcześniej występował wyłącznie w norweskich zespołach. Poza naprawdę udanym sezonem w 2021 roku w Eliteserien jawił się raczej jako przeciętny, ewentualnie solidny ligowiec. Możliwe, że w Zabrzu nie oczekiwano po nim cudów, ale Liseth nie spełnia nawet roli wartościowego uzupełnienia kadry.
Nie udało mu się wypracować żadnego statusu w drużynie. Choć zanotował 9 występów, ani razu nie rozegrał meczu w pełnym wymiarze czasowym, a łącznie uzbierał zaledwie 168 minut w Ekstraklasie. Ma problemy z przyjęciem piłki, wyraźne braki techniczne, a celność jego podań pozostawia wiele do życzenia. Prezentował się znacznie lepiej w Norwegii, co sugeruje poważne trudności z adaptacją do nowego otoczenia.
Pedro Perotti (Radomiak Radom)

Jeden z dwóch – a licząc epizod Jonathana Júniora, trzech – napastników, którymi Radomiak próbował przebudować linię ataku. Brazylijczyk nigdy nie należał do szczególnie bramkostrzelnych snajperów, ale w Radomiu chyba nikt nie spodziewał się, że będzie aż tak źle.
27-latek trafił do klubu na zasadzie wolnego transferu, lecz na tym właściwie kończą się pozytywy związane z tym ruchem. 10 występów w Ekstraklasie i żadnych liczb. W ciągu 246 minut na boisku oddał zaledwie sześć strzałów, z czego połowa była niecelna. Wzmocnienie? W tym przypadku o takim pojęciu nie może być mowy.
Martin Minchev (Cracovia)
24-letni Bułgar miał być znaczącym wzmocnieniem Cracovii. Jego bogate CV – 98 meczów dla Sparty Praga, 38 występów na boiskach tureckiej Süper Lig oraz występy w Lidze Europy – zapowiadało piłkarza o dużych umiejętnościach. Warto dodać, iż jest on także etatowym reprezentantem swojego kraju.
Tymczasem za 500 tys. euro Cracovia zyskała rezerwowego, który do gry drużyny wnosi wątpliwą jakość. Minchev rozegrał 9 spotkań i zdobył tylko 1 bramkę, spędzając często na boisku niewiele minut. Jego rola w klubie na razie sprowadza się do wchodzenia z ławki, a przy obecnej dyspozycji nie widać przesłanek, by miał wkrótce wywalczyć miejsce w wyjściowej jedenastce.